Kierunek - Tatry!

14 sie, 2019 | Blog | W wolnej chwili
Tagi: góry , wwolnejchwili , Tatry , pasja

Urlop. Przyznam szczerze, że w tym roku wypatrywałam go wyjątkowo intensywnie. Na szczęście mój tegoroczny wypoczynek był starannie zaplanowany już wczesną wiosną, więc myśl o nim dodawała mi skrzydeł niczym myśl o mecie podczas maratonu ;-) W połowie lipca wyruszyłam więc z moim narzeczonym na coroczną górską wyprawę. Kierunek - Karkonosze i Tatry. „Gdyby najkrócej określić to, co właściwie wciąż ciągnie mnie w góry, to jest to – przyjemność. (...) Jest to urlop od spraw codziennych i oddalenie się od nich, choć nie oznacza to ucieczki, a tylko potrzebny względem nich dystans.” Tymi słowami Wandy Rutkiewicz zapraszam w podróż „moimi” szlakami.

Pierwszym celem wyprawy był Karpacz, gdzie zatrzymaliśmy się na krótki pobyt wraz ze znajomymi - właściwie to oni namówili nas na wspólny wypoczynek, a my uznaliśmy, iż Karkonosze to doskonała okazja, by sprawdzić formę przed bardziej wymagającymi wędrówkami w Tatrach (znajomi też byli oczywiście kuszącą opcją!:-). Wesołą, siedmioosobową grupką zdobyliśmy więc karkonoski klasyk - Śnieżkę oraz zachęceni ofertą lokalnego biura podróży zwiedziliśmy czeskie Skalne Miasto. Niestety zatrważająca ilość turystów, nie pozwoliła nam w pełni cieszyć się tym urokliwym miejscem, jednak samo Skalne Miasto zdecydowanie polecamy.
Na Zakopane i Tatry (a może na kwaśnicę?;-) czekaliśmy jednak najbardziej, do pobytu nie zniechęciła nas nawet Zakopianka, gdyż tym razem była wyjątkowo spokojna i pusta. Od razu po przyjeździe ruszyliśmy na obiad do naszej sprawdzonej i ulubionej od lat miejscówki - restauracji „Marzanna” o oryginalnym, pełnym koncertowych zdjęć, plakatów czy pamiątek minionego systemu wnętrzu. Posiłki serwuje tu wyluzowany właściciel Rysiek, z głośników słychać bluesa, a kolejki w lecie ustawiają się daleko, daleko za drzwi. Jeśli odwiedzacie Zakopane koniecznie tam zajrzyjcie (jeśli nie przeszkadza Wam, że za niezjedzenie posiłku grozi Wam praca „na zmywaku”;-)
Pierwszym planowanym punktem do zdobycia była Przełęcz Zawrat (2159 m n.p. m.). W trasę wyruszyliśmy z Kuźnic żółtym szlakiem przez Dolinę Jaworzynki. Pogoda tego dnia była niepewna, więc staraliśmy się szybko osiągnąć cel naszego planu minimum, czyli Czarny Staw Gąsienicowy. O dziwo nie było tu tak tłoczno, jak zazwyczaj o tej porze roku. Przystanęliśmy na posiłek, w tym samym czasie mieliśmy okazję obserwować przebiegającą akcję ratowników TOPR, transportujących ludzi z okolicznych żlebów na pobliski Kościelec - być może były to ćwiczenia, gdyż nie udało nam się odnaleźć informacji o wypadku w tej okolicy. Niestety plany pokrzyżował nam deszcz, udało nam się podejść jedynie w okolice Zmarzłego Stawu i zdecydowaliśmy się zawrócić - szlak na Zawrat przez pewien odcinek pnie się po łańcuchach, więc nie chcieliśmy ryzykować. Ambicja nie pozwoliła nam jednak porzucić myśli o zdobyciu Zawratu - wyruszyliśmy tam ponownie na drugi dzień - tym razem ruszyliśmy z Palenicy Białczańskiej i wędrując pięknym szlakiem przez Dolinę Roztoki dotarliśmy do Doliny Pięciu Stawów, skąd już tylko nieco ponad dwie godziny solidnego marszu dzieliły nas od Przełęczy Zawrat. Szlak ten jest wyjątkowo piękny, a jego dodatkowym atutem (jak zresztą większości szlaków w Tatrach Wysokich) jest możliwość ucieczki od tłumów turystów. Zawrat powitał nas piękną pogodą i co za tym idzie doskonale widoczną panoramą Tatr, udało mi się nawet całkiem nieźle „złapać” Rysy;-)
W kolejnym dniu zwolniliśmy tempo i zdobyliśmy słynącą z pięknego widoku na Giewont Sarnią Skałę (1377 m n.p.m.). Wyruszyliśmy spod zakopiańskiej skoczni, wędrując przez Dolinę Białego, aż na sam szczyt. Niestety o miejsce na szczycie trzeba się było prawie bić, więc po chwilowym odpoczynku i nasyceniu się widokami ruszyliśmy ponownie przez Czerwoną Przełęcz do powrotnego szlaku przez Dolinę Strążyską. W górnej części doliny odbiliśmy nieco od szlaku, aby zobaczyć wodospad Siklawicę. Ten szlak nie należy do wymagających i jest świetną opcją dla niezbyt zaawansowanych piechurów z apetytem na piękne widoki.
Kolejny dzień zaskoczył nas ulewnym deszczem, nie było więc mowy o wyjściu w góry. Przeznaczyliśmy więc go na wizytę w muzeach (w tym w moim ulubionym Muzeum Tatrzańskim, które odwiedziłam już trzeci raz!) oraz na spacer po Krupówkach. Muszę przyznać, że ten szlak chyba zmęczył mnie najbardziej ze wszystkich - nietrudno zgadnąć dlaczego;-)
Ostatni dzień, ostatni szlak. W planach mieliśmy zdobycie dachu Polski, czyli upragnionych Rys, jednak ze względu na niepewną pogodę oraz mokre po ulewnym dniu szlaki zdecydowaliśmy się je zmienić. Na kierunek naszej wędrówki wybraliśmy Szpiglasowy Wierch (2172 m n.p.m.), uznając, iż to świetna okazja, aby spróbować nieco ambitniejszej, ale niezbyt dla nas trudnej technicznie wysokogórskiej trasy. Trasę pokonaliśmy od Doliny Pięciu Stawów, przez Szpiglasową Przełęcz docierając do celu wędrówki. Przed samą Przełęczą czekało na nas wyzwanie w postaci pokonania dosyć stromego fragmentu Szpiglasowych Perci, ubezpieczonego za pomocą łańcuchów. Ze „Szpiglasa” mogliśmy zobaczyć przepiękną panoramę Tatr, ponieważ dzień był słoneczny i bezchmurny przywitaliśmy się z Rysami, Krywaniem, Wysoką, szczytami grani Orlej Perci od Świnicy, poprzez (nasz) Zawrat, Granaty oraz całą plejadą innych szczytów i dolin. Ze Szpiglasowej Przełęczy powędrowaliśmy w dół do Schroniska PTTK nad Morskim Okiem tzw. Ceprostradą. Jest to szeroka i równa kamienna ścieżka, nużąca, ale i urokliwa, głównie ze względu na Morskie Oko i Zawieszony nad nim Czarny Staw, których widok towarzyszył nam przez znaczną część trasy. Najmniej przyjemnym elementem wyprawy był jej końcowy etap - pobyt nad Morskim Okiem oaz powrotny marsz asfaltową drogą na parking w Palenicy Białczańskiej. Chcąc, czy nie chcąc, jest się tu narażonym na oglądanie pokazowych przedstawicieli "typowych turystów" - rewia mody rodem z maty do fitnessu, epidemia selfie-sticków i towarzyszących im dziubków, mieszanina zapachów niczym w Sephorze no i to co drażni najbardziej - rażące przykłady niszczenia środowiska (fotka podczas karmienia ryb ze stawu? Pewnie! To co, że jesteś na terenie parku narodowego...) Oprócz tłumu jazgotliwych turystów towarzyszyła nam też świadomość, iż to ostatni dzień naszego pobytu w Zakopanem i trzeba pożegnać się z Tatrami na kolejny rok, więc staraliśmy się mimo wszystko chłonąć widoki i niepowtarzalny klimat polskich gór. Mam nadzieję, iż choć trochę udało mi się go oddać w zdjęciach załączonych do galerii. Tatry - do zobaczenia za rok! (a może tym razem w zimowej scenerii?:-)



Kierunek - Tatry!
Kierunek - Tatry!
Kierunek - Tatry!
Kierunek - Tatry!
Kierunek - Tatry!
Kierunek - Tatry!
Kierunek - Tatry!
Kierunek - Tatry!
Kierunek - Tatry!
Kierunek - Tatry!
Kierunek - Tatry!
Kierunek - Tatry!
Kierunek - Tatry!
Kierunek - Tatry!
Kierunek - Tatry!
Kierunek - Tatry!
Kierunek - Tatry!
Kierunek - Tatry!
Kierunek - Tatry!
Kierunek - Tatry!
Kierunek - Tatry!
Kierunek - Tatry!
Kierunek - Tatry!
Kierunek - Tatry!
Kierunek - Tatry!
Kierunek - Tatry!
Kierunek - Tatry!